Urodziła się w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku, w Australii, w rodzinie Aborygenów. W tamtych czasach białe władze Australii prowadziły politykę polegającą na odbieraniu Aborygenom ich dzieci i przekazywaniu ich białym mieszkańcom Australii w celu adopcji i wychowywania. Dzieci te nazywano "sierotami", chociaż miały one swoich rodziców. Dla władz australijskich nie miało to żadnego znaczenia. Najbardziej liczyła się dla nich asymilacja Aborygenów i wychowanie ich przyszłych pokoleń tak, jak wychowywało się białych ludzi, z dala od aborygeńskiej kultury. Tak samo stało się z tą dziewczynką. Tuż po urodzeniu została ona zabrana swoim rodzicom, przy wszechobecnym zgiełku i wrzasku, i oddana do adopcji młodemu, białemu małżeństwu, które niedawno przeprowadziło się do Australii...
Niestety małżeństwo na skutek zaniedbań straciło swój australijski majątek i musiało wrócić z dzieckiem do Stanów Zjednoczonych. Początkowo dziewczynka nie dostrzegała żadnych różnic pomiędzy sobą a resztą rodziny. Fakt ten przekonał małżeństwo do tego, żeby nie mówić dziecku o jego pochodzeniu. Jednak, kiedy dziewczynka poszła do szkoły, zaczęły się problemy. Uczniowie i nauczyciele dawali jej jednoznacznie do zrozumienia, że jest "inna", że różni się zarówno od nich, jak i od swoich rodziców. Dziewczynka zaczęła wówczas zadawać swoim przybranym rodzicom niewygodne pytania. Nie chcąc sprawić dziewczynce przykrości, rodzice powiedzieli jej wtedy, że jest murzynką. Stwierdzili, że jej biologiczni rodzice zmarli a ona została przez nich adoptowana. Przemilczeli więc wszystkie fakty dotyczące jej pochodzenia i prawdziwych rodziców uznając, że tak będzie lepiej dla dziewczynki i jej relacji z nimi. Dziewczynka jednak przez cały czas czuła się inna niż wszyscy wokół niej. Zdawała sobie sprawę, że różni się nawet od murzyńskich dzieci i było jej z tym źle. Nie potrafiła sama siebie określić. Dlatego zawsze, przez cały czas dorastania i dojrzewania, ogarniało ją wielkie poczucie samotności. Kiedy dziewczynka stała się kobietą, jej rodzice zmarli, a ona odziedziczyła większość ich majątku. Rozpoczęła też pracę w znanej amerykańskiej gazecie. Pewnego dnia doszła do wniosku, że nie może już dłużej żyć w rozdarciu, dlatego też zaczęła szperać w rodzinnych papierach, żeby dowiedzieć się czegokolwiek na swój temat. Wtedy kobieta doznała wstrząsu. Okazało się, że tak na prawdę jest Aborygenką i, że została siłą odebrana biologicznym rodzicom tylko po to, by mogli ją adoptować biali ludzie. Co gorsza cały ten skandal odbył się w majestacie ówczesnego australijskiego prawa. Kiedy tylko się o tym dowiedziała, natychmiast wyjechała ze Stanów do Australii, żeby odnaleźć swoją biologiczną rodzinę. Wykorzystała wszystkie swoje dziennikarskie kontakty, poruszyła niebo i ziemię, jednak jej poszukiwania przez długi czas nie przynosiły owoców. W końcu dowiedziała się, kim byli jej prawdziwi rodzice. Niestety okazało się również, że nie zdążyła na czas z odnalezieniem ich. Cała jej biologiczna rodzina umarła. Załamana kobieta nie wiedziała, co ze sobą począć. Czuła się zagubiona i rozdarta pomiędzy dwoma światami, z których żaden tak do końca nie należał do niej. Musiała jednak dokonać jakiegoś wyboru. Zamieszkała na stałe w Australii, gdzie kontynuowała swoją pracę dziennikarską i walczyła na rzecz równouprawnienia Aborygenów...
W 2008 roku premier Australii przeprosił tak zwane "skradzione pokolenie" za bezprawne działania władz australijskich względem Aborygenów...
Skradzione pokolenie (opowiadanie)
Urodziła się w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku, w Australii, w rodzinie Aborygenów. W tamtych czasach białe władze Australii prowadziły politykę polegającą na odbieraniu Aborygenom ich dzieci i przekazywaniu ich białym mieszkańcom Australii w celu adopcji i wychowywania. Dzieci te nazywano "sierotami", chociaż miały one swoich rodziców. Dla władz australijskich nie miało to żadnego znaczenia. Najbardziej liczyła się dla nich asymilacja Aborygenów i wychowanie ich przyszłych pokoleń tak, jak wychowywało się białych ludzi, z dala od aborygeńskiej kultury. Tak samo stało się z tą dziewczynką. Tuż po urodzeniu została ona zabrana swoim rodzicom, przy wszechobecnym zgiełku i wrzasku, i oddana do adopcji młodemu, białemu małżeństwu, które niedawno przeprowadziło się do Australii...
Niestety małżeństwo na skutek zaniedbań straciło swój australijski majątek i musiało wrócić z dzieckiem do Stanów Zjednoczonych. Początkowo dziewczynka nie dostrzegała żadnych różnic pomiędzy sobą a resztą rodziny. Fakt ten przekonał małżeństwo do tego, żeby nie mówić dziecku o jego pochodzeniu. Jednak, kiedy dziewczynka poszła do szkoły, zaczęły się problemy. Uczniowie i nauczyciele dawali jej jednoznacznie do zrozumienia, że jest "inna", że różni się zarówno od nich, jak i od swoich rodziców. Dziewczynka zaczęła wówczas zadawać swoim przybranym rodzicom niewygodne pytania. Nie chcąc sprawić dziewczynce przykrości, rodzice powiedzieli jej wtedy, że jest murzynką. Stwierdzili, że jej biologiczni rodzice zmarli a ona została przez nich adoptowana. Przemilczeli więc wszystkie fakty dotyczące jej pochodzenia i prawdziwych rodziców uznając, że tak będzie lepiej dla dziewczynki i jej relacji z nimi. Dziewczynka jednak przez cały czas czuła się inna niż wszyscy wokół niej. Zdawała sobie sprawę, że różni się nawet od murzyńskich dzieci i było jej z tym źle. Nie potrafiła sama siebie określić. Dlatego zawsze, przez cały czas dorastania i dojrzewania, ogarniało ją wielkie poczucie samotności. Kiedy dziewczynka stała się kobietą, jej rodzice zmarli, a ona odziedziczyła większość ich majątku. Rozpoczęła też pracę w znanej amerykańskiej gazecie. Pewnego dnia doszła do wniosku, że nie może już dłużej żyć w rozdarciu, dlatego też zaczęła szperać w rodzinnych papierach, żeby dowiedzieć się czegokolwiek na swój temat. Wtedy kobieta doznała wstrząsu. Okazało się, że tak na prawdę jest Aborygenką i, że została siłą odebrana biologicznym rodzicom tylko po to, by mogli ją adoptować biali ludzie. Co gorsza cały ten skandal odbył się w majestacie ówczesnego australijskiego prawa. Kiedy tylko się o tym dowiedziała, natychmiast wyjechała ze Stanów do Australii, żeby odnaleźć swoją biologiczną rodzinę. Wykorzystała wszystkie swoje dziennikarskie kontakty, poruszyła niebo i ziemię, jednak jej poszukiwania przez długi czas nie przynosiły owoców. W końcu dowiedziała się, kim byli jej prawdziwi rodzice. Niestety okazało się również, że nie zdążyła na czas z odnalezieniem ich. Cała jej biologiczna rodzina umarła. Załamana kobieta nie wiedziała, co ze sobą począć. Czuła się zagubiona i rozdarta pomiędzy dwoma światami, z których żaden tak do końca nie należał do niej. Musiała jednak dokonać jakiegoś wyboru. Zamieszkała na stałe w Australii, gdzie kontynuowała swoją pracę dziennikarską i walczyła na rzecz równouprawnienia Aborygenów...
W 2008 roku premier Australii przeprosił tak zwane "skradzione pokolenie" za bezprawne działania władz australijskich względem Aborygenów...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz