Kiedy byłem w przedszkolu, miałem w grupie dwie bliźniacze siostry. Jednak różnice między nimi nie mogły być chyba większe. Pierwsza z nich, Kasia, była śliczną, wysoką blondynką z niebieskimi oczami o bardzo miłym usposobieniu. Starała się żyć ze wszystkimi w zgodzie, przyjaźniła się również z wieloma osobami z naszej grupy. Drugą z bliźniaczek była Marta, niska, ładna brunetka z czarnymi oczami o bardzo wrednym charakterze. Często dostawała ataków wściekłości bez wyraźnego powodu. Jednak również wtedy, kiedy nie miała tych ataków, lepiej było trzymać się od niej z daleka. Potrafiła być na prawdę nieprzyjemna dla każdego, kto próbował się do niej zbliżyć...
Pewnego dnia dziwnym zbiegiem okoliczności znalazłem się w kręgu ich zainteresowań. Stało się to w momencie, kiedy zostałem celem ataków Marty. Wyśmiewała ona praktycznie wszystko, co próbowałem zrobić. Szczególne "zainteresowanie" wzbudził w niej mój brak umiejętności rysowania. Jej częste ataki na moją osobę przyjmowałem ze spokojem, nie chciałem bowiem wchodzić małej złośnicy w drogę. W pewnym momencie zdecydowanie po mojej stronie stanęła Kasia. Nie tylko broniła mnie przed swoją siostrą, ale również robiła wszystko, żeby się ze mną zaprzyjaźnić. Wkrótce staliśmy się niemalże nierozłączni, a śliczna blondynka stała się moim pierwszym ideałem kobiecej urody. Była dla mnie nie tylko wartościową osobą i pierwszą prawdziwą przyjaciółką. Zacząłem ją uważać niemalże za boginię w ludzkiej skórze. Nigdy nie powiedziałem jej jednak, jak bardzo ją podziwiam. Moja pierwsza, szczenięca miłość była chyba zbyt nieśmiała, żeby się ujawnić. Cieszyłem się po prostu każdą chwilą spędzoną w jej obecności i nie pragnąłem dla siebie niczego więcej. Oczywiście dzieci z grupy wyśmiewały się z nas, uznając nas za zakochaną parę. Jednak my staraliśmy się zrobić wszystko, żeby przekonać ich, że nie czujemy do siebie nic więcej, niż tylko przyjaźń...
Niestety to uczucie nie przetrwało czasów przedszkolnych. Minęła szkoła podstawowa, liceum i studia. Wciąż trzymałem pamięć o Kasi głęboko w swoim sercu, jednak stawała się ona tak samo wyblakła jak przedszkolne zdjęcia. Dawne, miłe wspomnienia stały się bardzo mgliste. Pewnego dnia spotkałem Kasię na ulicy. Uśmiechnęła się do mnie i przywitała mnie serdecznie. Jednak ja o dziwo nie byłem w stanie jej rozpoznać. Próbowała mi przybliżyć informacje o swojej osobie, jednak one niestety nic mi nie mówiły. Odeszła więc zasmucona, mówiąc mi tylko, jak bardzo jej przykro, że już jej nie pamiętam. Tego samego dnia zebrało mi się na wspomnienia. Zajrzałem do moich zdjęć sprzed lat i dopiero wtedy doznałem olśnienia. "To przecież ONA!"- stwierdziłem. Jednak po chwili uznałem, że nic wielkiego się nie stało, jeśli jej nie rozpoznałem na ulicy. To już tylko mgliste wspomnienie dawnej przeszłości. Po tak wielu latach nie ma już sensu przypominać sobie czasów przedszkolnych, zwłaszcza, że wiele z tych wspomnień uległo nieodwracalnemu zatarciu. Poza tym bardzo się zmieniłem jako człowiek. Zmianie uległy również moje upodobania odnośnie kobiet. Kiedyś podobały mi się sympatyczne i śliczne blondynki z niebieskimi oczami. W momencie uruchomienia tamtych wspomnień wolałem natomiast ciemnookie brunetki z pazurem. Tak, ludzie się zmieniają...

P.S.: Opublikowane w tym wpisie opowiadanie jest efektem mojej bujnej wyobraźni i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
P.S.2: Zdjęcie matrioszki jest mojego autorstwa.

Mgliste wspomnienia (opowiadanie)


Kiedy byłem w przedszkolu, miałem w grupie dwie bliźniacze siostry. Jednak różnice między nimi nie mogły być chyba większe. Pierwsza z nich, Kasia, była śliczną, wysoką blondynką z niebieskimi oczami o bardzo miłym usposobieniu. Starała się żyć ze wszystkimi w zgodzie, przyjaźniła się również z wieloma osobami z naszej grupy. Drugą z bliźniaczek była Marta, niska, ładna brunetka z czarnymi oczami o bardzo wrednym charakterze. Często dostawała ataków wściekłości bez wyraźnego powodu. Jednak również wtedy, kiedy nie miała tych ataków, lepiej było trzymać się od niej z daleka. Potrafiła być na prawdę nieprzyjemna dla każdego, kto próbował się do niej zbliżyć...
Pewnego dnia dziwnym zbiegiem okoliczności znalazłem się w kręgu ich zainteresowań. Stało się to w momencie, kiedy zostałem celem ataków Marty. Wyśmiewała ona praktycznie wszystko, co próbowałem zrobić. Szczególne "zainteresowanie" wzbudził w niej mój brak umiejętności rysowania. Jej częste ataki na moją osobę przyjmowałem ze spokojem, nie chciałem bowiem wchodzić małej złośnicy w drogę. W pewnym momencie zdecydowanie po mojej stronie stanęła Kasia. Nie tylko broniła mnie przed swoją siostrą, ale również robiła wszystko, żeby się ze mną zaprzyjaźnić. Wkrótce staliśmy się niemalże nierozłączni, a śliczna blondynka stała się moim pierwszym ideałem kobiecej urody. Była dla mnie nie tylko wartościową osobą i pierwszą prawdziwą przyjaciółką. Zacząłem ją uważać niemalże za boginię w ludzkiej skórze. Nigdy nie powiedziałem jej jednak, jak bardzo ją podziwiam. Moja pierwsza, szczenięca miłość była chyba zbyt nieśmiała, żeby się ujawnić. Cieszyłem się po prostu każdą chwilą spędzoną w jej obecności i nie pragnąłem dla siebie niczego więcej. Oczywiście dzieci z grupy wyśmiewały się z nas, uznając nas za zakochaną parę. Jednak my staraliśmy się zrobić wszystko, żeby przekonać ich, że nie czujemy do siebie nic więcej, niż tylko przyjaźń...
Niestety to uczucie nie przetrwało czasów przedszkolnych. Minęła szkoła podstawowa, liceum i studia. Wciąż trzymałem pamięć o Kasi głęboko w swoim sercu, jednak stawała się ona tak samo wyblakła jak przedszkolne zdjęcia. Dawne, miłe wspomnienia stały się bardzo mgliste. Pewnego dnia spotkałem Kasię na ulicy. Uśmiechnęła się do mnie i przywitała mnie serdecznie. Jednak ja o dziwo nie byłem w stanie jej rozpoznać. Próbowała mi przybliżyć informacje o swojej osobie, jednak one niestety nic mi nie mówiły. Odeszła więc zasmucona, mówiąc mi tylko, jak bardzo jej przykro, że już jej nie pamiętam. Tego samego dnia zebrało mi się na wspomnienia. Zajrzałem do moich zdjęć sprzed lat i dopiero wtedy doznałem olśnienia. "To przecież ONA!"- stwierdziłem. Jednak po chwili uznałem, że nic wielkiego się nie stało, jeśli jej nie rozpoznałem na ulicy. To już tylko mgliste wspomnienie dawnej przeszłości. Po tak wielu latach nie ma już sensu przypominać sobie czasów przedszkolnych, zwłaszcza, że wiele z tych wspomnień uległo nieodwracalnemu zatarciu. Poza tym bardzo się zmieniłem jako człowiek. Zmianie uległy również moje upodobania odnośnie kobiet. Kiedyś podobały mi się sympatyczne i śliczne blondynki z niebieskimi oczami. W momencie uruchomienia tamtych wspomnień wolałem natomiast ciemnookie brunetki z pazurem. Tak, ludzie się zmieniają...

P.S.: Opublikowane w tym wpisie opowiadanie jest efektem mojej bujnej wyobraźni i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
P.S.2: Zdjęcie matrioszki jest mojego autorstwa.

12 komentarzy:

  1. Boguś, no powiem Ci, że strzelam focha do bohatera tego opowiadania. Jak można nie kochać uroczych blondynek z niebieskimi oczyma!! ;D
    Na szczęście jestem ciemną blondynką z pazurem. ;)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że to opowiadanko, napisane z lekkim przymrużeniem oka, zostało pozytywnie odebrane. To miało być właśnie takie sympatyczne opowiadanko na Walentynki, bez żadnych poważnych historii ani wyznań. ;)

      Usuń
  2. Dlatego właśnie nasze wczesne miłości są krótkotrwałe, niedojrzałe jak my sami. Gdybym dziś spotkała swoją miłość z przedszkola, na pewno bym go nie rozpoznała, szczerze mówiąc nie miałabym też z tego powodu jakichś wyrzutów sumienia. Tak po prostu jest, czas robi swoje, tamte miłości coś na pewno pozostawiły w naszej psychice ale to tylko nasze subiektywne odczucia, nie związane z konkretną osobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Takie wczesne miłostki zawsze są bardzo idealizowane, postrzegane przez pryzmat dziecięcego umysłu. Czasami nawet lepiej nie zderzać ich z obecną rzeczywistością, bo ona prawie zawsze rozczarowuje.

      Usuń
  3. Pamięci nie zazdroszczę bohaterowi ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tylu latach nie ma co się dziwić. Nawet, jeśli człowiek bardzo dobrze pamięta swoją przeszłość, często jej odbiór jest bardzo przekłamany. Nasz umysł płata nam figle i często przedstawia pewne fakty z odległej przeszłości bardzo jednostronnie.

      Usuń
  4. ja nie pamiętam już jak wyglądał mój pierwszy mąż, a co dopiero dzieci z przedszkola :D
    a na trochę poważniej, wielu ludzi z podstawówki, a nawet i z technikum, widząc niektórych na zdjęciach nie potrafię sobie przypomnieć kto to, mój stosunek do przeszłości idealnie określa tekst utworu Die Toten Hosen "Du lebst nur einmal " - zjesz tylko raz oto fragment:

    "W drodze po ulicy
    Która prowadzi Cię do jutra…
    W lusterku widzisz wszystkie lata za Tobą.
    Nie ma zbyt dużo czasu żeby żałować;
    Nikt Ci tego nie zwróci.
    Nie obracaj się na długo – jest na to za późno.
    Ponieważ Ty tylko raz żyjesz
    …i to nie będzie wiecznie!(...)"

    a tu cały otwór :)

    https://www.youtube.com/watch?v=wFgTlZxaTS4

    pees: fajnie, ze już jesteś zdrowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, zawsze warto iść do przodu, nawet jeśli czasami przeszłość o sobie przypomina. A ona będzie o sobie przypominać, choćby nawet od czasu do czasu. :)

      Usuń
    2. Kto trzyma się jedną ręką przeszłości, nigdy nie będzie mógł sięgnąć obiema po przyszłość :)

      Usuń
    3. Tu już nawet nie chodzi o trzymanie się jedną ręką przeszłości. Czasem ona po prostu wraca, nieproszona, może nawet niezbyt chciana. :)

      Usuń
  5. Ja nawet nie wiem jak moje pierwsze zauroczenie miało na imię :D Starszy chłopak ze szkoły, miałam 11 lat! W życiu bym gościa na ulicy nie rozpoznała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... takie szkolne miłostki czasami bywają bardzo miłe i fajnie sobie o nich powspominać. Ale przeważnie w dorosłym życiu należą już do czasu przeszłego. :)

      Usuń