W młodości był szaloną osobą. Bardzo lubił chodzić na imprezy, pić alkohol i podrywać dziewczyny. Miał ich wiele na swoim koncie, niewiele dziewczyn opierało się bowiem jego wyglądowi i urokowi. Jedną z jego "ofiar" była jego koleżanka z liceum. Spędzili razem upojną noc w jego mieszkaniu. Pili dużo alkoholu i brali narkotyki. Następnego dnia obudził się w swoim łóżku, a zamiast dziewczyny, która już najwyraźniej wyszła, zastał swoich rodziców. Zapytali go, czy pamięta coś z poprzedniej nocy. Niestety nie pamiętał zbyt wiele. Oświadczyli mu, że już nigdy nie zobaczy tej dziewczyny, jeśli natomiast nie zmieni on swojego zachowania, w końcu wyrzucą go z domu. Ich groźba bardzo na niego podziałała. Od tamtej pory skończył z imprezami i dziewczynami, postanowił natomiast skupić się na nauce. Kilka dni później dotarła do niego informacja, że dziewczyna zmieniła szkołę. Wkrótce poznał nowych ludzi, dzięki którym udało mu się zmienić towarzystwo. Ludzie ci byli zaangażowani w życie miejscowej parafii. Z tygodnia na tydzień przebywał z nimi coraz częściej, był również coraz bardziej zafascynowany religią. Szybko zapomniał o tamtej dziewczynie i dziwnych wydarzeniach, które miały związek z nią i najwyraźniej również z jego rodzicami. Po ukończeniu liceum postanowił zostać księdzem. Skończył seminarium duchowne, po czym trafił do jednej z miejscowych parafii. Okazał się wspaniałym kapłanem. Miał dar oratorski i świetnie komunikował się z wiernymi, dzięki czemu stał się ich ulubieńcem. Starał się z całego serca pomagać ludziom w potrzebie. Opiekował się najbiedniejszymi spośród swoich wiernych fundując im codzienne posiłki i pomagając w wydostaniu się z zawodowego dołka...
Pewnego dnia w kościele pojawił się młody chłopiec, który od samego początku wydawał się księdzu wyjątkowo znajomy. Jego twarz kogoś mu przypominała, nie wiedział jednak kogo. Chłopiec powiedział mu, że jest synem jego i jego koleżanki z liceum. Początkowo ksiądz nie mógł w to uwierzyć. Po chwili uświadomił sobie jednak, że chłopiec ten przypomina z twarzy właśnie jego koleżankę, z którą niegdyś spędził noc. Chłopiec wyznał mu, że jego matka niedawno zmarła i został całkowicie sam. Nie chciał iść do domu dziecka, a wszystko wskazywało na to, że tak właśnie się stanie. Ksiądz nie miał żadnych wątpliwości: musiał zająć się swoim synem. Dlatego też postanowił zrezygnować z kapłaństwa i zająć się świecką pracą na rzecz pomocy biednym ludziom. Postanowił być dla swojego syna tak dobrym ojcem, jak to tylko możliwe, pomagał mu więc w każdej sytuacji, kiedy tylko syn tej pomocy potrzebował. Niestety pokłócił się z własnymi rodzicami. Okazało się bowiem, że od początku wiedzieli o tym, że ma syna i starali się zrobić wszystko, żeby on sam nigdy się o tym nie dowiedział. Wkrótce poznał wspaniałą kobietę, z którą się związał. W wyniku tego związku urodziła im się córeczka. Jego syn po raz pierwszy w życiu miał pełną rodzinę i nigdy wcześniej nie był szczęśliwszym człowiekiem...
Ojciec (opowiadanie)
W młodości był szaloną osobą. Bardzo lubił chodzić na imprezy, pić alkohol i podrywać dziewczyny. Miał ich wiele na swoim koncie, niewiele dziewczyn opierało się bowiem jego wyglądowi i urokowi. Jedną z jego "ofiar" była jego koleżanka z liceum. Spędzili razem upojną noc w jego mieszkaniu. Pili dużo alkoholu i brali narkotyki. Następnego dnia obudził się w swoim łóżku, a zamiast dziewczyny, która już najwyraźniej wyszła, zastał swoich rodziców. Zapytali go, czy pamięta coś z poprzedniej nocy. Niestety nie pamiętał zbyt wiele. Oświadczyli mu, że już nigdy nie zobaczy tej dziewczyny, jeśli natomiast nie zmieni on swojego zachowania, w końcu wyrzucą go z domu. Ich groźba bardzo na niego podziałała. Od tamtej pory skończył z imprezami i dziewczynami, postanowił natomiast skupić się na nauce. Kilka dni później dotarła do niego informacja, że dziewczyna zmieniła szkołę. Wkrótce poznał nowych ludzi, dzięki którym udało mu się zmienić towarzystwo. Ludzie ci byli zaangażowani w życie miejscowej parafii. Z tygodnia na tydzień przebywał z nimi coraz częściej, był również coraz bardziej zafascynowany religią. Szybko zapomniał o tamtej dziewczynie i dziwnych wydarzeniach, które miały związek z nią i najwyraźniej również z jego rodzicami. Po ukończeniu liceum postanowił zostać księdzem. Skończył seminarium duchowne, po czym trafił do jednej z miejscowych parafii. Okazał się wspaniałym kapłanem. Miał dar oratorski i świetnie komunikował się z wiernymi, dzięki czemu stał się ich ulubieńcem. Starał się z całego serca pomagać ludziom w potrzebie. Opiekował się najbiedniejszymi spośród swoich wiernych fundując im codzienne posiłki i pomagając w wydostaniu się z zawodowego dołka...
Pewnego dnia w kościele pojawił się młody chłopiec, który od samego początku wydawał się księdzu wyjątkowo znajomy. Jego twarz kogoś mu przypominała, nie wiedział jednak kogo. Chłopiec powiedział mu, że jest synem jego i jego koleżanki z liceum. Początkowo ksiądz nie mógł w to uwierzyć. Po chwili uświadomił sobie jednak, że chłopiec ten przypomina z twarzy właśnie jego koleżankę, z którą niegdyś spędził noc. Chłopiec wyznał mu, że jego matka niedawno zmarła i został całkowicie sam. Nie chciał iść do domu dziecka, a wszystko wskazywało na to, że tak właśnie się stanie. Ksiądz nie miał żadnych wątpliwości: musiał zająć się swoim synem. Dlatego też postanowił zrezygnować z kapłaństwa i zająć się świecką pracą na rzecz pomocy biednym ludziom. Postanowił być dla swojego syna tak dobrym ojcem, jak to tylko możliwe, pomagał mu więc w każdej sytuacji, kiedy tylko syn tej pomocy potrzebował. Niestety pokłócił się z własnymi rodzicami. Okazało się bowiem, że od początku wiedzieli o tym, że ma syna i starali się zrobić wszystko, żeby on sam nigdy się o tym nie dowiedział. Wkrótce poznał wspaniałą kobietę, z którą się związał. W wyniku tego związku urodziła im się córeczka. Jego syn po raz pierwszy w życiu miał pełną rodzinę i nigdy wcześniej nie był szczęśliwszym człowiekiem...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ach, życie. W nim wszystko nie jest tak proste i oczywiste. Pokłony, ukłony i Wesołych Świąt :))
OdpowiedzUsuńOczywiście, życie jest trudne i zawikłane. Często łatwiej jest pójść po najmniejszej linii oporu, niż podejmować właściwe decyzje. Dobre decyzje mogą po prostu okazać się nieopłacalne. Niestety dotyczy to również takich miejsc jak kościół.
UsuńWesołych Świąt :)
Bardzo podoba mi się zakończenie tej opowieści i postawa głównego bohatera. Lubie sobie takimi historiami karmić duszę. :)
OdpowiedzUsuńŻyczę wszystkiego dobrego na święta! :)
Oby takie postawy występowały jak najczęściej w prawdziwym życiu. Niestety są one mało opłacalne, zważywszy na podejście kościoła do tego typu spraw. Księża odchodzący ze stanu duchownego są zawsze bardzo źle postrzegani wewnątrz kościoła, bez względu na okoliczności ich odejścia. Normą jest natomiast zamiatanie takich spraw pod dywan.
UsuńWesołych Świąt. :)
One się dzieją i jest ich naprawdę sporo, ale nie są tak nagłaśniane jak te złe wiadomoąci, czy postawy. A to dlatego, że są mało atrakcyjne, sensacyjne, małosprzedane... Ja tam wierzę, że dobro i tak zwycięża. :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
A ja obawiam się, że z tym zwyciężaniem dobra różnie w życiu bywa. Życie to nie bajka i układa się bardzo różnie. Za ten sam uczynek możesz być nagrodzona lub ukarana. Wszystko zależy od tego, na kogo trafisz, jak wietrzyk powieje, itp. Nigdy nie wiesz, co się w życiu wydarzy. ;)
Usuńmam kolegę, który był przez osiem lat księdzem, zakochał się w swojej parafiance, po czym uciekł z Polski razem z nią, bo jak powiedział, gdyby wyznał kościelnym władzom, ze jest zakochany, a i powołanie mu jakoś tak już wcześniej zaczęło doskwierać, to wylądowałby w psychiatryku i siedziałby tam tak długo, aż by mu miłość przeszła, a powołanie wróciło, w Niemczech wystąpił całkowicie z kościoła i został agnostykiem, ożenił się z dziewczyna i został ojcem, po latach był rozwód i po kilku latach nowa partnerka, z która tez ma syna i żyje z nią szczęśliwie w nieformalnym związku, skwitowałam to zdaniem, ze nadrobił wszystko z nadwyżką ;) jest bardzo dobrym człowiekiem, prawdomównym, szczerym, otwartym na bolączki innych ludzi, powinnam to szczególnie podkreślić :)
OdpowiedzUsuńI dobrze zrobił. W Polsce kościół tylko by go zgnoił, w Niemczech o odejście z kościoła na pewno jest łatwiej. Ale u nas to normalka, że ludzie kościoła gnoją wszystkich tych, którzy patrzą na kościół krytycznym okiem. Najbardziej boją się krytyki ci, którzy sprawują władzę. A kościół praktycznie współrządzi naszym krajem od 1989 roku.
Usuńosobiscie się przepisałam do protestanckiego, bo tutejszy kk i protestancki żyją z podatków oraz prowadza socjalne instytucje, jak szpitale, domy starców czy przedszkola, wiec te podatki chętnie place, a przeszłam po aferach pedofilskich tutaj i bzdura jest, ze jak się wypisze z kościoła, to się mniej podatku płaci, cały ten kościelny podatek, zwraca fiskus w ocznym rozliczeniu, a tym co wystąpili, bierze więcej i nie zwraca :)
UsuńJa odszedłem z kościoła jeszcze przed aferami pedofilskimi. Po prostu nie podobało mi się, co ludzie kościoła mówili i wyprawiali na co dzień, często w zaciszu zakrystii i salek rekolekcyjnych. Kiedyś byłem religijny, ale zachowanie ludzi kościoła było dla mnie mocnym przebudzeniem.
Usuńw Polsce już by mnie tam dawno nie było, ale tutaj jak mowie, trzeba wspomagać :) Niemcy to normalny kraj pod tym względem, kościół poza tym ze dzieli z państwem utrzymanie instytucji społecznych, bo tego wymaga demokracja, żeby państwo nie miało na co monopolu, jest od rządu i polityki zupełnie oddzielony i nie ma nic do gadania, wiara i przynależność religijna jest sprawa indywidualna każdego człowieka, zapewniona konstytucja słowami, ze nikt nie może być dyskryminowany ze względu na wiarę i przynależność religijna, nie mniej jednak prawo zabrania agitacji religijnej np w miejscu pracy, księża zarówno katoliccy, aj i protestanccy maja normalna pensje, a wszelkie chrzty komunie, konfirmacje, śluby i pogrzeby odbywają się na rzecz instytucji kościelnej, w końcu to podatnicy opłacają podatkami tego typu imprezy, wiec wyciąganie łapy po kasę jest bezprawiem, nie ma tez karteczek do spowiedzi czy nauk przedślubnych, są za to przykościelne poradnie antyaborcyjne gdzie urzędują świeccy psycholodzy, które przy kk chcial zlikwidować tutaj JP II, ale biskupi się postawili i powiedzieli proszę won! w kk np drugi chrzestny nie musi być katolikiem, może być innego wyznania lub nie wierzącym, może tez drugiego chrzestnego nie być, wystarczy jeden ... niby ten sam papież, a kościół inny ;)
UsuńPolski kler w pewnym momencie historii wyczuł, że może dopchać się do władzy. A jak już tę władzę zdobył, to nie ma ochoty jej oddawać. Normalka. Tak samo jak to, że katoliccy księża wspierali Hitlera i Nazistów w latach 30-tych i 40-tych. Po prostu poczuli ciepłą woń władzy i tyle. :)
UsuńWpiszę się w Wasze głosy, od bardzo dawna nie czuję żadnego związku z KK, wręcz przeciwnie, myślę o apostazji. Działalność tej instytucji w ostatnim czasie tylko upewniła mnie w tym postanowieniu. Są dobrzy, uczciwi księża ale cała instytucja jest odrażająca, zakłamana i zachłanna, nie chcę być jej częścią. To dość trudne bo będąc chrześcijanką nie mam gdzie realizować potrzeby więzi duchowej z innymi wyznawcami, a więzi z Bogiem w kościele nie czuję. Myśle, że Go tam nie ma.
OdpowiedzUsuńBeato, jeśli w Twojej okolicy jest jakiś kościół protestancki- może to jest jakaś opcja? Swego czasu byłem w parafii ewangelicko- augsburskiej w Sopocie, rozmawiałem z jej członkami. To jest zupełnie inna bajka niż KK. Na każdym kroku widać ich odmienność. Pastorowie, zamiast żebrać o kasę u ludzi, na co dzień normalnie pracują, jak wszyscy ludzie. Mają żony i dzieci, więc nie kręcą ich żadne romanse ani pedofilia. Kiedy już zbierane są pieniądze parafian, przeznaczane są one na rzeczywiste potrzeby zwykłych ludzi (a nie na nowy samochód biskupa, jak u katolików). Protestanci nie patrzą w tak chorobliwy sposób na problemy związane z płcią i seksualnością jak katolicy. Jeśli masz potrzeby związane z wiarą i mierzi Cię kościół katolicki, to myślę, że protestanci mogą być dobrą opcją. Ale to oczywiście tylko jedna z opcji.
UsuńNie widzę nic złego w "kończeniu z dziewczynami" ;) A tak na poważnie, znam podobne historie z rzeczywistości... Ale w tych historiach wszyscy żyją jak jedna, wielka mafijna rodzina - księża, nie-księża. Nie ogarniam!
OdpowiedzUsuńKościół katolicki to stan umysłu. To da się ogarnąć dopiero po praniu mózgu. Jeśli chcesz się zapisać na kościelne pranie mózgu, zapraszamy do kółka różańcowego albo na spotkania oazy. Ponieważ jesteś kobietą, seminarium i spotkania ministrantów odpadają. Dlaczego? To wyjaśnią Ci na spotkaniach kółka różańcowego lub oazy. Niestety... bez prania mózgu tego nie ogarniesz.
UsuńUczestniczyłam w oazie (mea culpa) i wiem co to znaczy. Tragedia!
UsuńAniu, też byłem kiedyś młody i głupi. U mnie na szczęście bardzo szybko przyszło otrzeźwienie. Widząc, co ludzie wyprawiają w kościele i jakie głupoty tam wygadują, uznałem, że nie mogę brać w tym udziału. I była to najmądrzejsza decyzja w moim życiu. Chociaż przyznaję, gdybym kiedyś nie zaangażował się tak bardzo, ale chodził do kościółka tylko raz w tygodniu lub rzadziej, jak to czyni większość Polaków, mógłbym trochę dłużej pozostać w błogiej nieświadomości.
Usuń