Kajtek znalazł się w domu starszego małżeństwa, kiedy był jeszcze małym szczeniakiem. Jego właściciele zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia. Dbali o niego, jak o członka własnej rodziny. Piesek wyczuwał ich wielką miłość i z radością ją odwzajemniał. Kajtek doskonale wyczuwał, w jakim nastroju są jego właściciele. Zawsze, kiedy byli radośni, zapraszał ich do wspólnej zabawy, która tylko potęgowała w nich poczucie szczęścia. Natomiast, kiedy byli smutni, przychodził do nich na słodkie pieszczoty, które z radością odwzajemniali. Starsi ludzie byli bardzo szczęśliwi ze swoim kochanym pieseczkiem i za nic w świecie nie zamieniliby go na inne zwierzątko...
Jakiś czas później małżeństwo zaczęło poważnie podupadać na zdrowiu. Choroba na poważnie zadomowiła się w ich organizmach i odczuwali coraz większy oddech śmierci na plecach. Dlatego postanowili, że muszą oddać swojego małego, kochanego pieska w odpowiednie ręce, aby po ich śmierci nie został sam. Żadne organizacje ani obcy ludzie nie wchodzili w grę. Starsi ludzie mieli ograniczone zaufanie do obcych. Pozostała im więc tylko rodzina. Ponieważ nie mieli własnych dzieci, oddali swojego pieska w ręce siostrzeńca starszej pani. Był on samotnym człowiekiem, więc obecność psa w domu na pewno przyniosłaby mu wiele szczęścia. Mężczyzna chętnie zaopiekował się Kajtkiem i postanowił dać mu tyle samo ciepła, ile miał u poprzednich właścicieli. Kajtek przez pewien okres czasu tęsknił za dawnymi właścicielami, szybko się jednak przystosował do nowego mieszkania i nowego pana. Przez pewien okres czasu miał z nim doskonały kontakt i był bardzo szczęśliwym zwierzątkiem. Niestety wszystko się zmieniło, kiedy jego właściciel zaczął mieć problemy w pracy. Szybko zaczął je odreagowywać, spożywając duże ilości alkoholu i wyżywając się na Kajtku za każdym razem, kiedy coś mu się nie powodziło. Na początku tylko na niego krzyczał, później również zaczął go bić i kopać po całym ciele. Przestawał mu również dawać regularnie jedzenie i zmuszał go do spania we własnych odchodach, które przestał sprzątać. Wszyscy sąsiedzi doskonale wiedzieli, że w domu właściciela dzieje się coś niedobrego, jednak nie zamierzali zareagować, bo to ponoć nie była ich sprawa. Mężczyzna znęcał się nad psem przez bardzo długi czas, jednak nikt nie ruszył nawet palcem, żeby jakoś rozwiązać ten problem. Pewnego dnia mężczyzna stracił pracę z powodu swojego alkoholizmu. Wrócił wtedy do pracy bardzo wściekły i od razu zaczął wyżywać się na Kajtku. Bardzo głośno na niego krzyczał i skopał go do nieprzytomności. Zgasił również na nim kilka papierosów i pociął jego ciało nożem kuchennym. Dopiero wtedy jeden z sąsiadów zareagował i wezwał policję, ponieważ krzyki właściciela przeszkadzały mu w spokojnej pracy. Policja bardzo szybko przyjechała na miejsce i aresztowała mężczyznę a psem zajęło się pogotowie weterynaryjne...
Kiedy Kajtek trafił do pogotowia, natychmiast zajęli się nim specjaliści. Próbowali zrobić wszystko, żeby tylko uratować biednego pieska. Niestety było już za późno. Pies miał zbyt wiele obrażeń zewnętrznych i wewnętrznych. Ze łzami w oczach zdecydowali się go uśpić. Jedynym pocieszeniem dla nich był fakt, że Kajtek już nigdy nie będzie musiał doznać żadnego cierpienia ze strony złych ludzi... Sprawa Kajtka natychmiast trafiła do sądu. Stało się tak dzięki mediom, które nagłośniły sprawę oraz organizacjom zajmującym się ochroną zwierząt, które postanowiły się nią zająć. Wszyscy, którzy przejmowali się losem Kajtka, mieli nadzieję na wyrok więzienia. Przed sądem kat bardzo dobrze się bronił. Twierdził, że jest bardzo dobrym i lojalnym obywatelem państwa, który nigdy do tej pory nie dopuścił się żadnego czynu karanego przez prawo. Stwierdził też, że katując swojego psa nie uczynił w gruncie rzeczy nic złego, bo przecież to było tylko głupie zwierzę, które nie ma w Polsce takich praw, jakie przysługują ludziom. Sąd dał wiarę zeznaniom właściciela i wypuścił go na wolność bez żadnej kary. Stwierdził też, że nie wydarzyło się nic złego. Na szczęście organizacje broniące praw zwierząt nie poddały się i doprowadziły do drugiego procesu. Mężczyzna został w drugim procesie skazany na karę grzywny i 2 lata więzienia w zawieszeniu. Nadzieja na jakąkolwiek wyższą karę została niestety zaprzepaszczona. Mężczyzna nie wyraził również nigdy żadnej skruchy za czyn, którego się dopuścił...

Kajtek (opowiadanie)



Kajtek znalazł się w domu starszego małżeństwa, kiedy był jeszcze małym szczeniakiem. Jego właściciele zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia. Dbali o niego, jak o członka własnej rodziny. Piesek wyczuwał ich wielką miłość i z radością ją odwzajemniał. Kajtek doskonale wyczuwał, w jakim nastroju są jego właściciele. Zawsze, kiedy byli radośni, zapraszał ich do wspólnej zabawy, która tylko potęgowała w nich poczucie szczęścia. Natomiast, kiedy byli smutni, przychodził do nich na słodkie pieszczoty, które z radością odwzajemniali. Starsi ludzie byli bardzo szczęśliwi ze swoim kochanym pieseczkiem i za nic w świecie nie zamieniliby go na inne zwierzątko...
Jakiś czas później małżeństwo zaczęło poważnie podupadać na zdrowiu. Choroba na poważnie zadomowiła się w ich organizmach i odczuwali coraz większy oddech śmierci na plecach. Dlatego postanowili, że muszą oddać swojego małego, kochanego pieska w odpowiednie ręce, aby po ich śmierci nie został sam. Żadne organizacje ani obcy ludzie nie wchodzili w grę. Starsi ludzie mieli ograniczone zaufanie do obcych. Pozostała im więc tylko rodzina. Ponieważ nie mieli własnych dzieci, oddali swojego pieska w ręce siostrzeńca starszej pani. Był on samotnym człowiekiem, więc obecność psa w domu na pewno przyniosłaby mu wiele szczęścia. Mężczyzna chętnie zaopiekował się Kajtkiem i postanowił dać mu tyle samo ciepła, ile miał u poprzednich właścicieli. Kajtek przez pewien okres czasu tęsknił za dawnymi właścicielami, szybko się jednak przystosował do nowego mieszkania i nowego pana. Przez pewien okres czasu miał z nim doskonały kontakt i był bardzo szczęśliwym zwierzątkiem. Niestety wszystko się zmieniło, kiedy jego właściciel zaczął mieć problemy w pracy. Szybko zaczął je odreagowywać, spożywając duże ilości alkoholu i wyżywając się na Kajtku za każdym razem, kiedy coś mu się nie powodziło. Na początku tylko na niego krzyczał, później również zaczął go bić i kopać po całym ciele. Przestawał mu również dawać regularnie jedzenie i zmuszał go do spania we własnych odchodach, które przestał sprzątać. Wszyscy sąsiedzi doskonale wiedzieli, że w domu właściciela dzieje się coś niedobrego, jednak nie zamierzali zareagować, bo to ponoć nie była ich sprawa. Mężczyzna znęcał się nad psem przez bardzo długi czas, jednak nikt nie ruszył nawet palcem, żeby jakoś rozwiązać ten problem. Pewnego dnia mężczyzna stracił pracę z powodu swojego alkoholizmu. Wrócił wtedy do pracy bardzo wściekły i od razu zaczął wyżywać się na Kajtku. Bardzo głośno na niego krzyczał i skopał go do nieprzytomności. Zgasił również na nim kilka papierosów i pociął jego ciało nożem kuchennym. Dopiero wtedy jeden z sąsiadów zareagował i wezwał policję, ponieważ krzyki właściciela przeszkadzały mu w spokojnej pracy. Policja bardzo szybko przyjechała na miejsce i aresztowała mężczyznę a psem zajęło się pogotowie weterynaryjne...
Kiedy Kajtek trafił do pogotowia, natychmiast zajęli się nim specjaliści. Próbowali zrobić wszystko, żeby tylko uratować biednego pieska. Niestety było już za późno. Pies miał zbyt wiele obrażeń zewnętrznych i wewnętrznych. Ze łzami w oczach zdecydowali się go uśpić. Jedynym pocieszeniem dla nich był fakt, że Kajtek już nigdy nie będzie musiał doznać żadnego cierpienia ze strony złych ludzi... Sprawa Kajtka natychmiast trafiła do sądu. Stało się tak dzięki mediom, które nagłośniły sprawę oraz organizacjom zajmującym się ochroną zwierząt, które postanowiły się nią zająć. Wszyscy, którzy przejmowali się losem Kajtka, mieli nadzieję na wyrok więzienia. Przed sądem kat bardzo dobrze się bronił. Twierdził, że jest bardzo dobrym i lojalnym obywatelem państwa, który nigdy do tej pory nie dopuścił się żadnego czynu karanego przez prawo. Stwierdził też, że katując swojego psa nie uczynił w gruncie rzeczy nic złego, bo przecież to było tylko głupie zwierzę, które nie ma w Polsce takich praw, jakie przysługują ludziom. Sąd dał wiarę zeznaniom właściciela i wypuścił go na wolność bez żadnej kary. Stwierdził też, że nie wydarzyło się nic złego. Na szczęście organizacje broniące praw zwierząt nie poddały się i doprowadziły do drugiego procesu. Mężczyzna został w drugim procesie skazany na karę grzywny i 2 lata więzienia w zawieszeniu. Nadzieja na jakąkolwiek wyższą karę została niestety zaprzepaszczona. Mężczyzna nie wyraził również nigdy żadnej skruchy za czyn, którego się dopuścił...

2 komentarze:

  1. Mój Boże, jacy ludzie potrafią być okrutni. Niestety częstą jakże częstą reakcją na swoje niepowodzenia jest agresja w stosunku do najbliższych. Ukłony ślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Ale prawdą jest też, że agresji często uczymy się od innych ludzi. Agresja potrafi zrodzić agresję. To bardzo niszcząca siła.

      Usuń